Cześć wszystkim :)
Długo nie pisałam, bo pracuję od rana do wieczora, uczę się, piszę pracę licencjacką. Ostatnio też były święta, więc trzeba było się na nie odpowiednio przygotować.
Jak wiecie z mojego bloga, interesuję się podróżami w związku z czym studiuję turystykę i pracuję w branży turystycznej. Tak, tak. Pracuję, bo nie wiem czy pisałam, ale dostałam pracę w biurze podróży.
Wreszcie pracuję na stanowisku, które tak bardzo pragnęłam, bo uważałam, że będzie dla mnie idealne.
Wyobrażałam sobie siebie za biurkiem jak proponuję klientom wczasy, opowiadam, polecam, ogólnie "sprzedaję marzenia".
I kiedy w końcu zasiadłam za tym biurkiem pełna entuzjazmu i energii, nagle nieoczekiwanie z dnia na dzień zaczęła mi opadać energia.
Myślałam, że to z przepracowania. Po świętach więc do sylwestra trochę odpoczywałam. Spędzałam leniwe dni z moim facetem i oczywiście z psem. Wszyscy leżeliśmy na łóżku i oglądaliśmy filmy. Granda też.
To jest moja idealna sunia, która uwielbia jak leniuchuję, bo ma wtedy kompana to tej jakże przyjemnej "czynności" ;)
Jednak kiedy wróciłam po tym wspaniałym wypoczynku do pracy, poczułam się jakby ktoś przygniatał mnie coraz bardziej. Albo może nie przygniatał, a ograniczał. Pomyślałam, że to może dlatego, że to początek pracy, powinnam przeczekać...
Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie jest przemęczenie... Ani ograniczanie... Ja po prostu ewidentnie się czuję, jakby mnie coś omijało! "Tylko co? Przecież mam to, co chciałam. O co mi chodzi?" zadawałam sobie pytanie. Wróciłam do domu po pracy, siedzę z Grandą na łóżku i patrzymy na siebie.
Głaszczę ją i mówię do niej. Ona się cieszy i nosem zachęca do głaskania po głowie.
W końcu mnie olśniło... Psy. Przecież całe moje życie dotychczasowe to psy. Moja miłość do nich. Zwierzęta. Przecież ja jestem wegetarianką nie bez powodu. Przecież ja planowałam pójść na studia z psychologią zwierząt. Behawioryzm... Kynologia... Poszłam do pracy i kiedy ja na to czas znajdę?
Pracując codziennie, nawet w weekendy... A jak przyjdzie czas wolny to chcę odpocząć, żeby mieć siłę na kolejny dzień pracy... Teraz to jeszcze luźno, ale ja mam dużo nauki (muszę zapamiętać hotele, kierunki, atrakcje, co gdzie jest itd.). Ale w sezonie z tego co się dowiedziałam, jest do zrobienia kilka rzeczy naraz. Jak sobie to wyobraziłam to mi ręce opadły. Rany, to nie jest dla mnie! Rozmawiam z klientem, a ja wcale nie czuję tej przyjemności z rozmowy. Ok, dobra psy. Ale jak połączyć to z życiem?
Bardzo chciałabym działać wolontarialnie, ale mnie po prostu na to nie stać.
Weszłam w google i zaczęłam szukać odpowiedzi...
PETSITTER. BEHAWIORYSTA.
Takie hasła spowodowały, że zaczęłam wnikliwie poszukiwać informacji.
TAK. TO JEST WŁAŚNIE TO.
Zacznę od petsittera, będę się rozwijać : wychodzenie z psem, później jego tresura, później szkolenie, później rozwiązywanie trudnych problemów z psem czyli behawiorysta, albo tzw. zaklinacz psów :)
Wiele osób tak właśnie żyje. Jak sobie radzą? Dopiero będę zbierać informacje u źródeł.
Nie będę od razu rzucać roboty, bo to nie o to w tym chodzi. Nie przelewa się u mnie, więc po raz kolejny wspomnę - nie stać mnie na to :)
Uzbieram na kurs na petsittera. Otrzymam certyfikat i będę w dni wolne wychodzić z psami.
Będę zdobywać klientów, doświadczenie. Pójdę na studia.
To będą lata pracy, ale... Tyle ludzi robi to co kocha i z tego żyje. Zawsze patrzyłam na nich taka zauroczona. Myślałam sobie "ależ oni muszą być szczęśliwi". Dlaczego ja też tak nie mogę? Mogę!
Każdy może! Tylko trzeba się za to zabrać, a nie tylko gdybać :) Mam nadzieję, że mi się uda.
Dość gdybania, dość marzenia. Trzeba się ruszyć!
BRAĆ LOS W SWOJE RĘCE!!!
Długo nie pisałam, bo pracuję od rana do wieczora, uczę się, piszę pracę licencjacką. Ostatnio też były święta, więc trzeba było się na nie odpowiednio przygotować.
Jak wiecie z mojego bloga, interesuję się podróżami w związku z czym studiuję turystykę i pracuję w branży turystycznej. Tak, tak. Pracuję, bo nie wiem czy pisałam, ale dostałam pracę w biurze podróży.
Wreszcie pracuję na stanowisku, które tak bardzo pragnęłam, bo uważałam, że będzie dla mnie idealne.
Wyobrażałam sobie siebie za biurkiem jak proponuję klientom wczasy, opowiadam, polecam, ogólnie "sprzedaję marzenia".
I kiedy w końcu zasiadłam za tym biurkiem pełna entuzjazmu i energii, nagle nieoczekiwanie z dnia na dzień zaczęła mi opadać energia.
Myślałam, że to z przepracowania. Po świętach więc do sylwestra trochę odpoczywałam. Spędzałam leniwe dni z moim facetem i oczywiście z psem. Wszyscy leżeliśmy na łóżku i oglądaliśmy filmy. Granda też.
To jest moja idealna sunia, która uwielbia jak leniuchuję, bo ma wtedy kompana to tej jakże przyjemnej "czynności" ;)
Jednak kiedy wróciłam po tym wspaniałym wypoczynku do pracy, poczułam się jakby ktoś przygniatał mnie coraz bardziej. Albo może nie przygniatał, a ograniczał. Pomyślałam, że to może dlatego, że to początek pracy, powinnam przeczekać...
Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie jest przemęczenie... Ani ograniczanie... Ja po prostu ewidentnie się czuję, jakby mnie coś omijało! "Tylko co? Przecież mam to, co chciałam. O co mi chodzi?" zadawałam sobie pytanie. Wróciłam do domu po pracy, siedzę z Grandą na łóżku i patrzymy na siebie.
Głaszczę ją i mówię do niej. Ona się cieszy i nosem zachęca do głaskania po głowie.
W końcu mnie olśniło... Psy. Przecież całe moje życie dotychczasowe to psy. Moja miłość do nich. Zwierzęta. Przecież ja jestem wegetarianką nie bez powodu. Przecież ja planowałam pójść na studia z psychologią zwierząt. Behawioryzm... Kynologia... Poszłam do pracy i kiedy ja na to czas znajdę?
Pracując codziennie, nawet w weekendy... A jak przyjdzie czas wolny to chcę odpocząć, żeby mieć siłę na kolejny dzień pracy... Teraz to jeszcze luźno, ale ja mam dużo nauki (muszę zapamiętać hotele, kierunki, atrakcje, co gdzie jest itd.). Ale w sezonie z tego co się dowiedziałam, jest do zrobienia kilka rzeczy naraz. Jak sobie to wyobraziłam to mi ręce opadły. Rany, to nie jest dla mnie! Rozmawiam z klientem, a ja wcale nie czuję tej przyjemności z rozmowy. Ok, dobra psy. Ale jak połączyć to z życiem?
Bardzo chciałabym działać wolontarialnie, ale mnie po prostu na to nie stać.
Weszłam w google i zaczęłam szukać odpowiedzi...
PETSITTER. BEHAWIORYSTA.
Takie hasła spowodowały, że zaczęłam wnikliwie poszukiwać informacji.
TAK. TO JEST WŁAŚNIE TO.
Zacznę od petsittera, będę się rozwijać : wychodzenie z psem, później jego tresura, później szkolenie, później rozwiązywanie trudnych problemów z psem czyli behawiorysta, albo tzw. zaklinacz psów :)
Wiele osób tak właśnie żyje. Jak sobie radzą? Dopiero będę zbierać informacje u źródeł.
Nie będę od razu rzucać roboty, bo to nie o to w tym chodzi. Nie przelewa się u mnie, więc po raz kolejny wspomnę - nie stać mnie na to :)
Uzbieram na kurs na petsittera. Otrzymam certyfikat i będę w dni wolne wychodzić z psami.
Będę zdobywać klientów, doświadczenie. Pójdę na studia.
To będą lata pracy, ale... Tyle ludzi robi to co kocha i z tego żyje. Zawsze patrzyłam na nich taka zauroczona. Myślałam sobie "ależ oni muszą być szczęśliwi". Dlaczego ja też tak nie mogę? Mogę!
Każdy może! Tylko trzeba się za to zabrać, a nie tylko gdybać :) Mam nadzieję, że mi się uda.
Dość gdybania, dość marzenia. Trzeba się ruszyć!
BRAĆ LOS W SWOJE RĘCE!!!