Translate

środa, 20 listopada 2013

Zaczęłam od nowa !


Tak - ĆWICZENIA.

Po kontuzji próbowałam jeszcze kilka razy. Jak można się domyślić wszystkie próby były nieudane. Bo albo byłam już zmęczona i przekładałam ćwiczenia, albo po prostu mi się nie chciało.

Tak czy siak dużo myślałam o treningu Ewy z książki. Prawda jest taka, że są tam ćwiczenia, które mi po prostu nie wychodzą lub nie mogę ich zrobić. Denerwowało mnie to bardzo, gdyż chciałam trzymać się planu dnia. Czas mijał, a ja doszlam do wniosku, że nie ma sensu się do czegoś zmuszać. Przecież trening to ma być PRZYJEMNOŚĆ, a nie KATORGA.
Najpierw zamieniałam ćwiczenia. Jednak... czegoś mi brakowało... Coś mi nie pasowało...

A teraz robię naprawdę po swojemu. Przejrzałam książkę, zaznaczyłam ćwiczenia, które mogę zrobić. Trening trwa jakieś 30-40 minut. Nie używam stopera (ale to też dlatego, że komórka ze stoperem mi padła i mam w zastępstwie inną, która nie posiada tej aplikacji). I może nie wylewam siódmych potów jak to było wcześniej, nie padam ze zmęczenia, ale czuję się usatysfakcjonowana i zadowolona z siebie.
I w końcu też czuję, że coś się dzieje. Mimo, że minęły dopiero dwa dni, ja mam zakwasy i naprawdę czuję, że to wreszcie przyniesie efekty.
Bardzo się staram by znowu nie ulec kontuzji. Niestety mam słabe kolana. To też dlatego nie mogłam trzymać się planu Ewki. Muszę je jakoś wzmocnić, tylko na razie nie wiem jak :(

W ogóle przed ćwiczeniami przestałam jeść słodycze. Na początku było naprawdę trudno... Z resztą teraz czasami też się zdarza, że napada mnie ogromna ochota. Ale staram się to czymś zastąpić, albo po prostu zapomnieć. W każdym razie z czasem ochota mija. Ja po prostu po każdym batonie czułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że to mi w niczym nie pomoże, a tylko pogorszy. No bo po co jadłam? Po to tylko, żeby zaspokoić głód? I co to oznacza? Tylko to, że byłam SŁABA.
Teraz nie jem już... miesiąc? Może niecały. Ale czuję się bardzo dobrze. A ile razy moja mama w tym czasie przyniosła czekoladowe cukierki do domu to nie zliczę :P Na szczęście nie uległam pokusie.
Do słodkości chciałam tylko jeszcze dodać, że jedyne na co sobie pozwalam to domowej roboty ciasta.
Po prostu grzechem byłoby nie spróbować :) I tak jem bardzo rzadko i mało. Jadłam w sumie parę dni temu. Jeden kawałeczek. I co? Nic się nie stało. Tyle mi wystarczyło. Wiecie, a po tabliczce czekolady jest inaczej - chcesz jeszcze... jeszcze...jeszcze...

Wczoraj zaczęłam pić też zieloną herbatę co wcześniej było nie do pomyślenia. Po prostu nigdy mi nie smakowała. Teraz powoli się do niej przekonuję. I ... nie jest tak źle. Powiedziałabym nawet, że nieźle :)

Dziś lub jutro dodam notkę o pewnym zdrowym napoju, który stawia na nogi, pomaga w zrzuceniu wagi, przyśpiesza metabolizm i wiele innych...
Zgadniecie co to może być ? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz czytam i jeśli będą jakieś pytania, staram się odpowiedzieć jak najszybciej :) .
Z góry bardzo dziękuję za skomentowanie postu!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...